środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 20

Dziesięć godzin później:

- Podajcie mu jakieś silne środki uspokajające- zakpił Kol.- On zaraz tutaj wyzionie ducha z emocji, przecież to nie ty tam rodzisz Nik.
- Daj mu spokój Kol!- uciszał go Elijah.- Nie codziennie zostaje się ojcem.
Miałem wrażenie, że wszystko trwa za długo. Może coś było nie tak? Zaraz wydepczę drogę do Chin. 
- Przepraszam panią, czy wie pani co się dzieje na sali porodowej?- zapytałem przechodzącą pielęgniarkę.- Caroline Forbes, moja narzeczona trafiła tam już jakieś dziesięć godzin temu.
- Poród jeszcze trwa- odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie.- Niech się pan tak nie martwi, urodzenie dziecka to nie jest łatwa sprawa- odeszła spokojnie, poklepując mnie po ramieniu.
Łatwo im mówić, to nie ich kobieta męczy się tam na sali rodząc dziecko. Minęło jeszcze jakieś półtorej godziny zanim wreszcie pielęgniarka wyszła i poinformowała.
- Pani Forbes, właśnie urodziła synka- uśmiechnęła się.- Gratulacje.
- Mam syna!- wrzasnąłem, odczuwając wielką ulgę.- Wszystko z nimi w porządku?
- Jak najlepszym. Mały wrzeszczał jak opętany, ale teraz już jest bardzo zadowolony. Pana narzeczona jest wycieńczona, ale niewyobrażalnie szczęśliwa.
- Mogę się z nią zobaczyć?- zapytałem, natychmiast.
- Musi pan dać nam jeszcze chwilę, przewozimy ją na salę poporodową- odpowiedziała.
- Dziękuje- uśmiechałem się jak głupi.- Jestem ojcem chłopczyka!- przyjąłem gratulacje od braci i zadzwoniłem do mamy, żeby poinformowała Charlotte o narodzinach braciszka.

Przysiadłem na brzegu łóżka, na którym smacznie spała Caroline. Wyglądała na skrajnie wycieńczoną, ale na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech. Pogładziłem ją po policzku. 
- Klaus- uśmiechała się.- Widziałeś już naszego chłopca?
- Jeszcze nie- odparłem.- Jak się czujesz?
- Jestem zmęczona, ale mam to gdzieś- roześmiała się.- Zapewne wyglądam jak siedem nieszczęść, ale nawet te katorgi były warte, usłyszenia wrzasku naszego  dziecka. Wszystkie poświęcenia są tego warte.
- Kocham cie, Caroline- powiedziałem.- Moja najdzielniejsza kobieto na świecie.
- Ktoś się tutaj domaga, pani uwagi- powiedziała pielęgniarka, niosąc w ramionach małe zawiniątko.- Powinien pan na chwilę wyjść, pokażę pana narzeczonej jak powinna karmić malca.
- Proszę, niech zostanie- powiedziała Caroline.- Jeszcze nie widział naszego synka.
- Dobrze, ale najpierw trzeba go nakarmić- ustąpiła.
Przyglądałem się jak Caroline, uczy się karmić naszego Theo, co jak zauważyłem wcale nie było łatwym zadaniem. Cierpliwie zaczekałem, aż kobieta opuści pokój i wreszcie mogłem nacieszyć się widokiem małego i mojej ukochanej.
- Jest jednym z najpiękniejszych dzieci na świecie- czułem się jak prawdziwy dumny ojciec.- Oczywiście drugim jest Charlotte. 
- Właśnie, gdzie ona teraz jest?- zapytałam.- Myślałam, że będzie pierwsza w kolejce, żeby zobaczyć braciszka.
- Została z moją mamą w domu- odpowiedziałem.- Nie chciałem żeby cie za bardzo męczyła. Właśnie powinnaś odpocząć, pewnie tylko marzysz żebym sobie poszedł. Odłożę małego- wziąłem od niej dziecko.- Miłych snów- pocałowałem ją w policzek i opuściłem pokój.

***

Dwa miesiące później:

W górze tyle gwiazd,
w dole tyle miast.
Gwiazdy miastom dają znać,
że dzieci muszą spać...

Ach śpij kochanie.
Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz dostaniesz.
Czego pragniesz daj mi znać,
ja ci wszystko mogę dać.
Więc dlaczego nie chcesz spać?

- Nie wiedziałam, że śpiewasz- powiedziałam, ściszonym głosem, podchodząc do Nika.
- Dzieci są w stanie to jeszcze znieść- odpowiedział, uśmiechając się.- Popatrz nawet udało mi się go uśpić.
- Ja też odniosłam sukces w usypianiu dziecka- pochwaliłam się.- Charlie śpi jak suseł na kanapie, mógłbyś zabrać ją do pokoju.
- Oczywiście- poszliśmy wspólnie do salonu.- Dla niej to był bardzo emocjonujący dzień, od samego rana mówiła tylko o szkole.
- Nie codziennie idzie się pierwszy raz do szkoły, Klaus- upomniałam go.- Powinieneś chyba o czymś wiedzieć- spojrzał na mnie pytająco.- Musisz poświęcać jej trochę więcej uwagi. Dzisiaj Charlie, zapytała mnie czy teraz kochasz ją mniej, ponieważ jest Theo.
- Co takiego?- wyglądał na wstrząśniętego.- Kocham ją najbardziej na świecie, nic tego nie zmieni, nawet jeżeli będę miał kolejne dzieci.
- Musisz jej to bardziej okazywać- powiedziałam.- Nie chce żeby między naszymi dziećmi była jakaś dziwna rywalizacja, tylko dlatego, że chcą zwrócić na siebie twoją uwagę.
- Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybyśmy mieszkali wszyscy razem- odparł.
- Rozmawialiśmy już o tym tysiące razy- znów wracamy do punktu wyjścia.- Wiesz, że cie kocham i jeszcze wykorzystujesz nasze dzieci, żeby wzbudzić we mnie poczucie winy.
- Nie chce żebyś czuła się winna, za rzeczy, na które nie miałaś wpływu- nie wiem jak do tego doszło, ale nagle się do niego przytuliłam.- Wiem, że ja spieprzyłem sprawę, ale chce odzyskać rodzinę.
- Widzę- odparłam.- Kocham cie, Niklaus.
- Naprawdę?- zapytał z uśmiechem.
- Nie widzisz tego, głuptasie?- uśmiechnęłam się.- A ty, mnie kochasz?
- Co to, oświadczyny?- szturchnęłam go w bok.- Dobra, przyjmuję. Kocham cie, Caroline Forbes. Niech ci będzie- uklęknął przede mną.- Wyjdziesz za mnie?- wyciągnął mój pierścionek i podstawił w moją stronę.
- Muszę się zastanowić- droczyłam się z nim.- Oczywiście, że TAK!- wrzasnęłam.
- Nie krzycz, dzieci śpią- roześmiał się, wstając z kolan. Pocałowałam go.

***

- Teraz znowu, musimy zacząć przygotowania do ślubu- żaliłam się, Elenie, Bonnie i Rebece.- To będzie szaleństwo, wolę o tym nie myśleć.
- Caroline, nie musisz się tym zajmować- wtrąciła Esther, wchodząc do salonu.- Wszystko jest już gotowe- spojrzałam na nią zszokowana.- Nie patrz tak, żyłam nadzieją, że w końcu pogodzisz się z moim synem i ślub się odbędzie- uśmiechnęłam się.
- Pani jest nieoceniona- wstałam i uściskałam ją serdecznie.- Dziękuje, że pani zawsze nam tak pomaga.
- Caroline to była czysta przyjemność- uśmiechnęła się.- Mam nadzieję, że się nie gniewasz? Możemy wszystko sprawdzić, kiedy tylko będziesz chciała. Została tylko twoja suknia ślubna i wyznaczenie nowego terminu.
- Oczywiście, że nie- powiedziałam.- Bardzo chętnie chciałabym sprawdzić pani poczynania.
- Znając moją mamę- wtrąciła Rebekah.- Wasze wesele będzie co najmniej tak wystawne jak to w rodzinie królewskiej- wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem.

***

Miesiąc później:

Rebekah nie pomyliła się, aż tak bardzo. Nie chce wyjść na niewdzięczną, ale gdyby Esther mogła zdecydować kogo mamy zaprosić na ślub nie wiedzielibyśmy gdzie ulokować wszystkich gości. Udało nam się wygrać o to wojnę, która rozpętała się po naszym sprzeciwie. Oboje z Klausem, ustaliliśmy, że na naszym ślubie będą tylko nasi najbliżsi i przyjaciele. Jednak jedno musiałam przyznać swojej przyszłej teściowej, ma niewyobrażalnie dobry gust. Kościół został pięknie przystrojony biało- różowymi różami, a sala weselna, jedzenie i alkohole z najwyższej półki. Teraz stałam w swojej sukni ślubnej i przyglądałam się swojemu odbiciu. 
- Moja córeczka, wychodzi za mąż- powiedział tata, chwytając mnie w ramiona.
- Tatku, nie potrafię w to wszystko uwierzyć, uszczypnij mnie, ponieważ zaraz zemdleje- miałam łzy w oczach.
- Nawet o tym nie myśl- ostrzegł tata.- To najpiękniejszy dzień w twoim życiu, a twoja mama nigdy by mi nie wybaczyła, gdybyś poszła do ołtarza z rozmazanym makijażem- roześmialiśmy się.- Dobrze, chodźmy już, pan młody nie może na ciebie czekać w nieskończoność.
- Tato, powiedź mi tylko, czy Damon i Elena są już w Kościele?- zapytałam, zdenerwowana.
- Oczywiście- odpowiedział.- Damon jest dumny jak paw, że może być świadkiem na twoim ślubie.
- Zapamiętam to- odparłam.- Wypomnę mu to puszenie, kiedy znowu zacznie mi dokuczać.
Pojechaliśmy z tatą do Kościoła. Pamiętam tylko jak podążałam w stronę Klausa, główną nawą. Później wszystko potoczyło się w takim tępię, że nawet nie zdążyłam się zorientować, jak ksiądz ogłosił nas mężem i żoną. Zaczęliśmy przyjmować masę  życzeń w wielkim potoku łez. Emocje zaczęły opadać, dopiero wtedy, kiedy całe towarzystwo przeniosło się do sali weselnej. Udałam się z dziewczynami na górę, do garderoby, żeby przebrać sukienkę.
- Jesteś mężatką, nie mogę w to uwierzyć!- wrzasnęła Elena, szczerząc zęby.
- Jak mogłaś nam to zrobić?- zapytała Bonnie, udając obrażoną.
- Przepraszam, Bonnie- uśmiechnęłam się.- Jednak od dzisiaj nie jestem już Caroline Forbes, tylko Caroline Mikaelson, żona i dumna matka- padłyśmy sobie w ramiona.- Pamiętajcie, że was kocham i zawsze będziecie moimi najlepszymi przyjaciółkami.
Zeszłyśmy do gości i jak to zwykle bywa, według tradycji, nadszedł czas na pierwszy wspólny taniec młodej pary. Wspólnie z Klausem wybraliśmy walca.
- Masz minę, jakbyś miała się za moment przewrócić- powiedział Klaus.- Wszystko w porządku?
- Tak, tylko nogi mi się plączą- uśmiechnęłam się.- Nie chce zrobić z siebie idiotki na swoim ślubie i wylądować na ziemi.
- Nie martw się, złapię cie- kochany jest.- Sam nadal nie mogę uwierzyć, że jesteśmy małżeństwem, pani Mikaelson- miałam ochotę go pocałować.
- Jeszcze będziesz marzył, żeby to był tylko sen- ostrzegłam go.- Będziesz musiał mnie znosić do końca życia, przez całą przyszłość- uśmiechnęłam się.
- To będzie najpiękniejsza przyszłość, jaką mogłem sobie wymarzyć- powiedział.
W tym miał rację, razem zbudujemy najpiękniejszą przyszłość jaką mogliśmy wspólnie stworzyć...

KONIEC
___________________________________________________
Nie wiem co teraz napisać. Na początek dziękuje wszystkim czytelnikom jakich miałam. Dziękuje za wszystkie wspólnie spędzone miesiące. Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam i będziemy jeszcze razem w kolejnych opowiadaniach. Tym opowiadaniem definitywnie kończę skupianie się na Klaroline, ale nie martwcie się zdecydowałam, że będzie ono początkiem opowiadań o naszych bohaterach w ludzkim świecie. Niestety na dzień dzisiejszy następne opowiadanie zacznę pisać dopiero w czerwcu i ostrzegam to będą typowe romanse. To na tyle, do napisania.

Obserwatorzy