sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 3

Stałam nie wiedząc co powiedzieć. Jak wytłumaczyć swoje nagłe wtargnięcie do jego gabinetu? Niespodziewanie pan Mikaelson wstał z fotela i znalazł się przede mną.
- Yyy...- zająknęłam się nie wiedząc od czego by tutaj zacząć.
- Pani Caroline Forbes, zgadza się?- zapytał po chwili milczenia.
- Co?- jeszcze nie do końca otrząsnęłam się z szoku.- Przepraszam bardzo, zgadza się, nazywam się Caroline Forbes, jestem dziennikarką i przyjechałam do pańskiego biura, aby przeprowadzić wywiad na temat tych nowych biurowców, które pańska firma będzie niebawem budować.
- Zdaje sobie z tego sprawę, droga pani- odparł spokojnie.- Jednak sądząc po wyrazie twarzy mojej sekretarki oraz w skutek pani nagłego wtargnięcia wydaje mi się, że nie była pani umówiona.
- Nie pozwolę, aby znów mnie pan zbył- powiedziałam, a widząc, że już chce coś powiedzieć dodałam szybko.- Jeżeli pan sobie wyobraża, iż skoro opływa pan w luksusach, zgodzę się żeby pana głupia sekretarka odprawiła mnie słowami, że mam zadzwonić za tydzień to się pan grubo myli!- dopiero teraz zorientowałam się, że krzyczę.
- Po pierwsze proszę na mnie nie podnosić głosu w moim własnym gabinecie- powiedział poważnie.- Po drugie proszę żeby nie obrażała moich pracowników, a po trzeciej za piętnaście minut mam bardzo ważne spotkanie, którego nie mogę odwołać tylko dlatego, że pani zależy na wywiadzie.
- To może wreszcie powie mi pan konkretnie, kiedy uda nam się porozmawiać?- zapytałam czując się bardzo głupio.
- Oczywiście- pierwszy raz szeroko się uśmiechnął.- Jutro o czternastej mam ponad godzinną przerwę w spotkaniach jeżeli tak bardzo pani zależy możemy się spotkać w biurze- zobaczyłam w jego oczach iskierki wesołości.- Tylko proszę następnym razem nie wpadać do mojego gabinetu z takim impetem, ponieważ to może przyprawić mnie o zawał serca.
- Dobrze- także się uśmiechnęłam.- Przepraszam za wszystko. Do widzenia- pożegnałam się i szybko opuściłam jego biuro.
Prawie, że biegiem udałam się w kierunku wind. Czułam się okropnie. Sama nie wiedziałam co myśleć o Niklausie Mikaelsonie. Najpierw mnie zbeształ, co uważam w gruncie rzeczy za słuszne, a chwilę później uśmiecha się promiennie obserwując moje zawstydzenie. Jednak jedno mogę powiedzieć na pewno Niklaus Mikaelson jest bardzo seksownym facetem.

***

- Czekałem na panią- powiedział Niklaus kiedy tylko przekroczyłam próg jego biura.
- W gruncie rzeczy powinnam się z tego cieszyć, po miesiącu niepowodzeń- odpowiedziałam z przekąsem.
- Rozumiem twoje rozdrażnienie, Caroline- byłam zdziwiona, iż tak nagle zaczął zwracać się do mnie per ty.- Pozwolisz, że będę się tak do ciebie zwracał?- zapytał widząc wyraz mojej twarzy.
- Oczywiście- odpowiedziałam.- Nie przeszkadza mi to. Możemy już zacząć?
- Ja jestem gotowy- uśmiechnął się.
Usiedliśmy na skórzanej kanapie, przygotowałam dyktafon, odetchnęłam kilka razy i zaczęliśmy.
- Znajdujemy się w głównej siedzibie Mikaelson Enterprises Introstrises, aby przeprowadzić wywiad z właścicielem Niklausem Mikaelsonem na temat nowego zadania, którego podjęła się jego firma- typowa krótka formułka wstępna.- Czy mógłby mi pan opowiedzieć o tym nowym przedsięwzięciu?
- Uwielbiam wyzwania- odpowiedział.- To duży wyczyn sprawić, aby nowe wieżowce nie przypominały o tragedii z jedenastego września.  Głównym jednak powodem jest to, iż chce dać prace większości ludzi, nie tylko samych nowojorczyków.
- Odruch filantropa?- zapytałam.
- Nie uważam się za filantropa, po prostu lubię pomagać ludziom.
- Czy to nie jest to samo?
- Każdy człowiek, któremu lepiej się ułożyło w życiu powinien poczuwać się do tego żeby pomagać innym, którzy nie mieli tyle samo szczęścia- zdziwiło mnie to co powiedział, ponieważ to co o nim mówią jest zupełnie odmienne, od tego jakim mi się wydaje.
- Wracając do pana nowego zobowiązania, czy nie jest trochę tak, iż chce pan udowodnić całemu światu, że jako jeden z największych potentatów ma pan wiele do powiedzenia w każdej dziedzinie?
- Widać, że słucha pani wielu plotek na mój temat. W większości są naciągnięte- uśmiechnął się.- Nie jestem do końca zepsutym milionerem, sądzę jednak, że pieniądze pomagają, nigdy nie zaprzeczałem, że lubię je posiadać- odpowiedział.- Znam swoją wartość i wiem co osiągnąłem, więc nie muszę niczego i nikomu udowadniać.
- Rozumiem- powiedziałam po chwili.- Jak wszyscy wiemy, pańska cała rodzina prowadzi interesy, czy nie ma z tego powodu zgrzytów między panem, a jego braćmi?
- Oczywiście, że nie. Potrafimy oddzielać sprawy rodzinne od interesów- nie wiem co mnie podkusiło ale brnęłam dalej.
- A czy pańska praca nigdy nie kolidowała z życiem osobistym?
- Wydaje mi się, że miała pani pytać tylko o moje zobowiązania zawodowe, a nie życie osobiste, które jest tylko i wyłącznie moją prywatną sprawą- zbeształ mnie delikatnie, na skutek czego czułam się jeszcze głupiej.
- Zgadza się, przepraszam- powiedziałam szybko.- Powie nam pan dokładnie kiedy rozpocznie się budowa nowych biurowców? Ludzie są tego bardzo ciekawi, ponieważ jak do tej pory wszystkie informacje z tym związane były ograniczone.
- Nie chciałem, aby w trakcie negocjacji wyciekały do mediów jakieś nieprawdziwe informacje.
- Wie pan jakiego typu prace będą wykonywane już po powstaniu tych nowych biurowców?
- Na pewno będą bardzo podobne do tych, które odbywały się w World Trade Center, jednak ja osobiście zdecydowałem się wesprzeć tylko fundacje upamiętniającą ofiary z jedenastego września, która zostanie założona w jednym z budynków.
- Dobrze dziękuje myślę, że to mi wystarczy- wyłączyłam dyktafon.- Mam nadzieję, że zbytnio pana nie wymęczyłam.
- Nie, oczywiście, że nie- uśmiechnął się.- W gruncie rzeczy był to bardzo przyjemny wywiad. Jednak bez obrazy, ale mam nadzieję, że za kilka dni nie przeczytam w Timesie, że jestem zadufanym w sobie osłem.
- Może mi pan wierzyć na słowo, bardzo poważnie traktuję swoją pracę i  nie lubię okłamywać swoich czytelników. Wybaczy pan, ale już pójdę, nie chce zabierać pana cennego czasu- podeszłam do niego podając dłoń, kiedy ją ujął przeszył mnie bardzo przyjemny dreszcz.- Miło było pana poznać.
- Cała przyjemność po mojej stronie, Caroline- uśmiechnęłam się i opuściłam jego gabinet.

***

Leżałam w salonie oglądając jakiś głupi serial w telewizji. Dziewczyn jeszcze nie było w domu. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi i do salonu weszła najpierw Bonnie, a później jak burza wpadła Elena.
- Słuchaj Caroline, jesteś wielka- wrzasnęła kiedy tylko mnie zobaczyła. Spojrzałam pytająco na Bonnie.
- Nie patrz tak na mnie, jeszcze nic nie wiem- odpowiedziała szybko.
- Wprawiłaś Niklausa w tak dobry humor, że pozwolił wszystkim iść wcześniej do domów- uśmiechnęła się.- Chyba musiałaś wpaść mu w oko- mrugnęła do mnie konspiracyjnie.
- Może i on jest w wyśmienitym nastroju, jednak ty Caroline wyglądasz jak siedem nieszczęść. Co się stało?- zapytała Bonnie.
- Trevor nawrzeszczał na mnie za to, że nie trzymałam się w wywiadzie tylko pytań o pracę i zapytałam też o życie osobiste- westchnęłam.- Ale na prawdę bardzo ciężko jest nie zadać chociaż jednego takiego pytania.
- Nie przej...- nagle Elenie przerwało nagłe dzwonienie mojego telefonu.
Powoli wstałam z kanapy i udałam się w stronę mojej sypialni. Wzięłam komórkę z szafki nocnej i na wyświetlaczu zobaczyłam numer zastrzeżony.
- Słucham?
- Caroline?- znałam ten głos.- Z tej strony Klaus, znaczy Niklaus Mikaelson.
- O co chodzi? Skąd pan ma mój numer telefonu?
- Od Trevora, ale to nie ważne- odpowiedział.- Chciałbym się z tobą jutro spotkać.
- O co chodzi? Ma pan jakieś zastrzeżenia co do mojego wywiadu. Wiem, że Trevor dzisiaj po południu wysłał do pana biura kopie, która ma się ukazać w gazecie. Oczywiście stawię się jutro w pana gabinecie, tylko proszę powiedzieć, o której?- wszystko powiedziałam jednym ciągiem, nie pozwalając mu dojść do słowa.
- Nie chodzi o wywiad, uważam, że jest idealny- poczułam się mile połechtana.- To zupełnie inna sprawa, więc jak spotkamy się jutro w porze lunchu?- zapytał.- Przyjadę pod twoje wydawnictwo- zawahałam się przez chwilę.
- Dobrze, zgadzam się- odpowiedziałam.
- Bardzo się cieszę- usłyszałam, że się uśmiecha.- Do zobaczenia, Caroline.
- Do widzenia- już naciskając czerwoną słuchawkę wiedziałam, że będą z tego kłopoty.
_________________________________________________________
Przepraszam za ten jeden dzień zwłoki, ale miałam wielki problem z dokończeniem tego rozdziału. Ale mam jednak nadzieję, że się wam chociaż trochę spodoba. Proszę o komentarze.

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 2

Dwa tygodnie później:

- Co?- zapytała Bonnie ze zdziwieniem.
- Trevor nakazał mi przeprowadzenie wywiadu z Niklausem Mikaelsonem- westchnęłam z rezygnacją.- Wszystko to wina tego, że wygrał on przetarg na budowę biurowców większych niż World Trade Center.
- Widzisz wygłosiłam proroctwo- zaśmiała się Elena.- Na poważnie, sprawdzałam dla niego warunki umowy, bardzo długo trwał przetarg.
- Wcale nie mam ochoty przeprowadzać tego wywiadu.

***

Godzinę wcześniej:

- Trevor, przestań, czy Anna nie może się umówić na ten wywiad?- zapytałam.- Wiesz dobrze, że nie lubię tego robić.
- Oszalałaś, przecież ty uwielbiasz spotkania z ludźmi takimi jak Mikaelson- powiedział ze spokojem.
- Proszę cie, przecież rozmawiałam już z jego bratem i matką, więc daj szansę komuś innemu- mój ton powoli wchodził w błagalny.
- Podjąłem już decyzję- odpowiedział ostro.- Masz w ciągu tego tygodnia umówić się na to spotkanie- wyciągnął w moją stronę.- Masz tutaj numer do jego asystentki- wzięłam niechętnie wizytówkę.- Tylko pamiętaj nie zadawaj mu pytań o życie osobiste, on tego nie lubi. To wszystko możesz wrócić do swoich obowiązków- nie mówiąc już ani słowa opuściłam gabinet szefa.

***

- Widzicie, nie miałam w tej kwestii nic do powiedzenia- poskarżyłam się dziewczynom.
- W sumie trudno się dziwić Trevorowi, że ci nie odpuścił, przecież jest twoim pracodawcą- powiedziała trzeźwo Bonnie.- W sumie dlaczego tak bardzo nie chcesz porozmawiać z Mikaelsonem?
- Nie chodzi o to, że nie chce, po prostu nie lubię ludzi takich jak on- odpowiedziałam.- Tego typu co myślą, że inni są tylko po to żeby im usługiwać.
- Dramatyzujesz Caroline, owszem Niklaus jest bardzo władczy i wymagający, ale nie jest jakimś potworem- wtrąciła Elena.- Ma w sobie dużo empatii dla ludzi potrzebujacych.
- Jeszcze nie tak dawno sama na niego narzekałaś- odgryzłam się.- Jak on nie szanuje ludzi, jak ma gdzieś swoich pracowników.
- Zmieniłam zdanie- uśmiechnęła się.- W porównaniu z moją poprzednią pracą to jest luksus. Ludzie są mili i bardzo szanują swojego szefa. Jego asystentka jest w niego wpatrzona jak w obrazek. W firmie po cichu się mówi, że mają ze sobą romans, ale ja w to nie wierzę. Wiecie jaki mam radar w wyczuwaniu związków, a jak dla mnie Niklaus nie traktuje jej inaczej niż pozostałych- Elena i jej wywody.
- Tak ta jego cudowna asystentka dzisiaj mnie zbyła- byłam bardzo zła.- Powiedziała, że cytuję Pana Mikaelsona nie ma, przebywa obecnie na konferencji proszę zadzwonić w przyszłym tygodniu- prychnęłam.- Próbowałam jej tłumaczyć, że chce tylko ustalić termin wywiadu, a do tego nie jest mi potrzebna jego obecność, ponieważ i tak mogę go przeprowadzić w ciągu najbliższego miesiąca, a ona na pewno zna jego rozkład dnia na następne kilka tygodni i tak nie ustąpiła.
- Najwyraźniej bardzo poważnie traktuje swoje obowiązki- pocieszała Bonnie.
- Nie przejmuj się, kiedy Niklaus wróci powiem ci o tym i wtedy się umówisz.

***

Miesiąc później:

- To są jakieś kpiny droga pani, od miesiąca usiłuję umówić się na spotkanie z panem Mikaelsonem!- stałam w głównej siedzibie Mikaelson Enterprises Introstrises i wrzeszczałam na asystentkę prezesa.
- Kpi to sobie tutaj pani- odpowiedziała oburzona.- Wdziera się pani do biura i śmie podnosić głos.
- Przepraszam, ale nie lubię kiedy się mnie zwodzi- powiedziałam i nagle wpadłam na pewien pomysł.- Czy pan Mikaelson jest w swoim biurze?- zapytałam niewinnie.
- Aktualnie tak, ale jest bardzo zajęty, pani Forbes!- krzyknęła, ponieważ ja biegłam już w kierunku największych drzwi na końcu korytarza. Dopadłam do nich, otworzyłam z impetem i zdecydowanie wpadłam do białego gabinetu.
Na skórzanym fotelu za wielki biurkiem, odwrócony w kierunku wielkiego, szklanego okna z widokiem na Manhattan, siedział mężczyzna. Na skutek mojego nagłego wtargnięcia odwrócił się przodem, przysunął do biurka, odłożył czytane dokumenty i podniósł głowę.
- Pani Caroline Forbes, jak mniemam- powiedział spokojnie, głosem przepełnionym brytyjskim akcentem, a spojrzały na mnie oczy koloru błękitnego nieba.
______________________________________________________________
Już jest, wiem że nudny jak flaki z olejem ale już się spotkali. Mam nadzieję, że wam się podoba. Chce podziękować Milenie, która jest moja najwierniejszą czytelniczką. Jesteś kochana!


piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 1

- Caroline, Caroline wstawaj!- wrzasnęła Elena tuż przy moim uchu.- Miałaś dokończyć ten felieton. Skończy się na tym, że nie napiszesz ani tego tekstu i spóźnisz się jeszcze do pracy- nakryłam głowę poduszką i próbowałam spać dalej, jednak już po minucie zostałam bezceremonialnie zrzucona z łóżka.
- Elena, czyś ty oszalała!- krzyknęłam oburzona.- Wczoraj wróciłam z Los Angeles, a ty mi karzesz wstawać do pracy. Trevor nie obrazi się, że dzisiaj mnie nie będzie- Elena już chciała zacząć swoją tyradę, ale wtrąciła się w porę Bonnie "chodzący rozsądek" naszego trio.
- Przestańcie się kłócić- uśmiechnęła się  promiennie.- Różnicie się jak ogień i woda, pora to zaakceptować. Chodźcie lepiej wcinać śniadanie.
Bez większych protestów udałyśmy się do jadalni w naszym ślicznym mieszkanku w Nowym Jorku. Bonnie należała do jednych z najlepszych kucharzy, niedocenionych rzecz jasna, ponieważ zawodowo była lekarzem pediatrą. Elena jako rasowa pani prawnik uwielbiała się kłócić, natomiast ja będąc dziennikarką dorównywałam jej gadatliwością. Wszystkie trzy bardzo różniłyśmy się między sobą, jednak łączyła nas jakby siostrzana miłość. Znałyśmy się od dziecka i to właśnie one dotrzymywały mi towarzystwa kiedy walczyłam z moimi dwoma starszymi braćmi z pierwszego małżeństwa mojej mamy, Damonem i Stefanem. Moje rozmyślenia przerwała Bonnie.
- Ziemia do Caroline- zaśmiały się z Eleną.- Naprawdę musiałaś dużo imprezować.
- Nie imprezowałam, byłam tam w pracy- oburzyłam się.
- Jak to jest spotkać tych wszystkich znanych i kochanych?- zapytała Elena.
- Niektórzy są bardzo mili, ale są też tacy, którzy myślą, że skoro są znani i maja pieniądze to wszystko im się należy.
- Powiem wam szczerze, że ja tam wolę nasze spokojne życie- powiedziała Bonnie. Spojrzałam na zegarek, O cholera byłam już nieźle spóźniona.
- Dobra dziewczyny idę się ubierać i pędzę do wydawnictwa. Trevor mnie zamorduję jeżeli nie pokarze mu tego felietonu za godzinę w jego biurze.
- Założę się, że Trevor wolałby żebyś pokazała mu co innego i w innym miejscu- zaśmiała się Elena.
Puściłam tę uwagę mimo uszu i poszłam się przebrać.

***

Kiedy dotarłam do pracy miałam już na koncie ponad godzinne spóźnienie, jednak to nie moja wina, że o tej porze panują straszliwe korki. Wpadłam do biura, przywitałam się z Jassicą, przemiłą recepcjonistką i udałam się do "jaskini lwa". Zapukałam i kiedy usłyszałam ciche proszę, przekroczyłam próg. Trevor jak zwykle siedział za biurkiem pisząc coś zawzięcie, jednak gdy mnie zobaczył przerwał i uśmiechnął się promiennie. Był niezwykle przystojnym mężczyzną o ciemnych włosach i szarych przejrzystych oczach. Szybko jednak otrząsnęłam się z tych rozmyśleń i powiedziałam.
- Mam dla ciebie ten felieton, który miałam dokończyć i oddać po moim powrocie- podeszłam do biurka i wręczyłam mu papier. Przez chwilę czytał go w skupieniu.
- Doskonale się spisałaś, Caroline- powiedział odrywając oczy od tekstu.- Oczywiście wniosę swoje poprawki i wyślę do druku. Lepiej powiedz jak tam było na Oskarach.
- Było cudownie, przeprowadziłam mnóstwo wywiadów. Czułam jakbym to ja była w centrum uwagi. Trudno to opisać- wróciłam wspomnieniami do minionych dwóch dni.
- Świetnie, będziesz mogła napisać szczegółowy artykuł- byłam w szoku.
- Przecież artykuł o Oskarach ukazał się już dzisiaj. Po za tym nie jestem odpowiedzialna za pisanie artykułów, moja rubryka to felietony- obruszyłam się.
- Bzdura, chce zobaczyć ten artykuł na moim biurku do dzisiejszego wieczora. Możesz dokończyć w domu i wysłać mi na e-mail. Teraz wybacz moja droga, ale jestem trochę zajęty- nic nie odpowiadając wyszłam z jego gabinetu. Byłam wściekła. Nie miałam najmniejszej ochoty pisać tego głupiego tekstu. Tak to już jest jak się pracuje w New York Times. Siedziałam przy biurku próbując zebrać myśli, kiedy zadzwonił telefon. 
- Caroline Forbes, wydawnictwo New York Times, słucham- odwaliłam tradycyjną formułkę.
- Cześć, córeczko- powiedział kobiecy głos.
- Mamo, ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz dzwonić do mojej pracy?- zapytałam.- Chyba, że w nagłych przypadkach.
- Dzwonie żeby zaprosić moją córkę na niedzielny obiad, ponieważ jej starszy brat przyjeżdża z Florencji- no tak mój kochany braciszek Damon nas odwiedza. Wielki właściciel winiarni, jak raczy się chwalić mama, a tak na prawdę to zwykły pijak i bzykacz wszystkiego co się rusza.
- Dobrze mamo przyjadę na ten obiad- powiedziałam po chwili.- Będę koło dwunastej.
- Córeczko, a jak tam było na wielkiej gali?- zapytała, a ja wiedziałam, że to był jeden z głównych tematów, które chciała poruszyć i już wiedziałam jaki będzie  kolejny.
- Było cudownie i uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie jestem z nikim związana- dodałam szybko.
- Caroline, nie dziw się, że ciągle o to pytam ja w twoim wieku miałam już dwójkę dzieci, a z trzecim byłam w ciąży- no tak mama nigdy nie zapominała mi tego wypomnieć. Ja, moje dwadzieścia pięć lat, gruby tyłek, brak faceta i dzieci. Nie, no mam same sukcesy.
- Dlaczego nie wypominasz tego moim braciom?- zapytałam.- Zresztą nie odpowiadaj. Będę na tym obiedzie, a teraz wybacz jestem zajęta, do zobaczenia mamo- i się rozłączyłam.

***

Wróciłam do domu bardzo późno. Jednak dziewczyny ku mojej uldze czekały na mnie z butelką wina. Byłam całkiem wykończona. Usiadłam na kanapie między nimi i odetchnęłam głęboko.
- Ciężki dzień, co?- zapytała Bonnie.
- Nawet nie wiecie jak bardzo- odpowiedziałam.
- U mnie też był ciężki dzień, przywieziono dwójkę dzieciaków po wypadku, jedno z nich zmarło- odparła z żalem Bonnie.
- Nie zgadniecie co u mnie- wrzasnęła podchmielona Elena.- Podpisałam dzisiaj umowę z prezesem Mikaelson Enterprises Introstrises.
- Z którym z braci?- zapytała Bonnie.- Jest ich czterech.
- Z Niklausem Mikaelsonem. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki on jest władczy- ciągnęła Elena.- Patrząc mu w oczy miałam ochotę spuścić wzrok. Powinnaś przeprowadzić z nim wywiad Caroline, w końcu to jeden z najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
- Miałam okazję przeprowadzać wywiad z jego matką Esther i bratem Elijah'ą, to przemili ludzie, ale plotki jakie krążą o Niklausie nie napawają optymizmem.
- No tak, a Bonnie zna bliżej Kola Mikaelsona- zaśmiała się Elena.
- Przestań, spotkaliśmy się na jednej imprezie no i wiecie jak to się skończyło- zaczerwieniła się, aż po koniuszki włosów.
- Chodźmy lepiej spać- powiedziałam i razem poszłyśmy w kierunku naszych sypialni.
To był na prawdę ciężki dzień, a to dopiero początek.
_______________________________________________
Nie mogłam się powstrzymać i założyłam tego bloga. Mam nadzieję, że również wam się spodoba.

Obserwatorzy