- Caroline, nie dramatyzuj, już kilka razy ci tłumaczyłyśmy, że wszystko będzie wspaniale- powiedziała uspokajająco Elena.
- Klaus, właśnie podjechał pod nasz wieżowiec- wtrąciła Bonnie. Szybko zaczęłam poprawiać moją skromną, niebieską sukienkę do kolan i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Zadzwonił dzwonek do drzwi, a chwilę później Nik wmaszerował do naszego salonu zaraz za Bonnie.
- Jak tam nastrój?- zapytał uśmiechnięty.- Mam nadzieję, że jest równie wspaniały jak mój. Wyglądasz pięknie- dodał lustrując mnie od stóp po sam czubek głowy.
- Przestań, mam wrażenie, że jeszcze moment, a zemdleje- powiedziałam, podchodząc do niego.
- Pamiętaj, że ja także tam będę i zawsze ci pomogę, gdy zajdzie potrzeba- ścisnął mnie za dłoń.- Może moja rodzina jest naprawdę pokaźnych rozmiarów, ale nie jesteśmy bandą potworów- uśmiechnął się, tym swoim rozbrajającym uśmiechem.- Możemy już jechać?- zapytał po chwili.
- Oczywiście, tylko zabiorę swój płaszcz- kiedy już opuszczaliśmy moje mieszkanie, szepnęłam jeszcze do dziewczyn.- Trzymajcie za mnie kciuki.
- Czekamy na szczegółową relację- odparła Elena.
***
Przez dłuższy czas jazdy nie zamieniliśmy ze sobą prawie ani słowa. Czułam taki skurcz w żołądku, że miałam wrażenie, iż kiedy otworze usta zwymiotuję z ogromu tego stresu. W głowie kłębiły mi się setki pytań: Co będzie jeżeli mnie nie polubią? Co będzie kiedy Charlotte mnie nie zaakceptuje? Czy będziemy musieli zakończyć naszą znajomość z Klausem? Czy jeżeli wszystko pójdzie dobrze stworzymy fajny związek? Czy stworzymy wspólnie rodzinę? O cholera, o czym ja myślę. Rodzina jaka rodzina, skoro jeszcze nie rozmawialiśmy o nas z Nikiem. Ale się wpakowałam, naprawdę bardzo mi zależy na tym facecie.
- Jesteś bardzo milcząca- przerwał moje rozmyślania głos Klausa.- Wszystko w porządku?- zapytał.- Powiem ci, że wyglądasz jakby cie coś bolało.
- Naprawdę ci dziękuje- powiedziałam z przekąsem.- Jesteś bardzo miłym facetem. Jestem bardzo ciekawa jak ty będziesz się czuł jadąc na spotkanie z moją rodziną.
- Wiesz, że ja bardzo chętnie poznam całą twoją rodzinę- jego uśmiech zaczął już powoli mnie denerwować.- W takim razie kiedy?
- Co kiedy?- nie rozumiałam o co mu chodzi.
- Będę miał okazję poznać twoją rodzinę- powiedział kręcąc głową.- Przedyskutuj to z bliskimi i powiedz mi w jaki dzień będzie im pasował, ja się dostosuje.
- Nie masz pojęcia w co się pakujesz- powiedziałam, pierwszy raz się uśmiechając. Nie zna mojej mamy i nie wie przez jakie przesłuchanie będzie musiał przejść.
- Uważam, że to całkiem uczciwe- odparł.- No kochanie, jesteśmy na miejscu- nawet nie zauważyłam kiedy podjechaliśmy pod bramę wjazdową pięknej rezydencji. Klaus otworzył bramę pilotem i wjechaliśmy na podjazd. Pomógł mi wysiąść i podeszliśmy razem pod drzwi. Czekanie zanim się otworzą było dla mnie jak największe tortury. Kiedy wreszcie się otworzyły, stanęła w nich starsza kobieta, wiedziałam jednak, że to nie mama Klausa.
- Mój chłopiec- powiedziała i uściskała Klausa serdecznie. Weszliśmy do domu- A ta piękna młoda dama to zapewne, Caroline. Miło mi cie poznać.
- Caroline, to jest Rose moja dawna niania- wyciągnęłam do niej rękę.
- Mnie również jest bardzo miło panią poznać- poczułam się o wiele pewniej.
- Nasz brat już przyjechał- usłyszałam kolejny głos- i to jeszcze w jak pięknym towarzystwie.
Spojrzałam w kierunku schodów i zobaczyłam szatyna, schodzącego po schodach. Nie było go co prawda na przyjęciu, ale wiedziałam, że to ten dupek Kol, który potraktował Bonnie jak jedno nocną szmatę.
- Witaj piękna, jestem Kol Mikaelson, brat tego dupka, w którym się zadurzyłaś- powiedział cwaniacko. Już chciałam jakoś mu się odgryźć, ale ktoś mnie wyręczył.
- Największym dupkiem w naszej rodzinie jesteś ty Kol- zobaczyłam Rebekę, która właśnie wyszła z salonu jak się domyśliłam.
- Gdzie jest nasza matka?- wtrącił się Niklaus.
- Jak myślisz?- zapytała.- Oczywiście, że w kuchni, szykuje dla nas wspaniałą ucztę.
- Reszta naszej rodziny i Charlotte?- kolejne pytanie, które przypomniało mi o celu wizyty.
- Katherine i Elijah pilnują dzieciaków w ogrodzie, jest tam też Charlie, a Finn i Sage pomagają mamie w kuchni- wyrecytowała Rekekah.
- Caroline, pozwolisz, że zostawię cie na chwilę w towarzystwie siostry i poproszę moją mamę, brata i jego żonę żeby do nas dołączyli- pokiwałam tylko głową na zgodę jednak w środku wszystko mi dygotało ze strachu.
- Chodź usiądziemy razem w salonie- powiedziała Rebekah i pociągnęła mnie do drzwi. Zajęłyśmy miejsca na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę.
- Opowiesz mi coś o sobie?- zapytała.- Chciałabym coś wiedzieć o kobiecie, która sprawiła, że mój brat nie potrafi mówić o nikim innym.
- Klaus, o mnie mówi?- zapytałam jednocześnie zdziwiona i dumna.- Jestem dziennikarką, mieszkam z dwiema przyjaciółkami w wynajmowanym mieszkaniu, mam dwóch braci, wariatów nawiasem mówiąc- pobieżnie odpowiedziałam na jej pytanie.
- Wiem, że przeprowadzałaś z Nikiem wywiad i tak właśnie się poznaliście- uśmiechnęła się.- To takie romantyczne, że aż mnie zemdliło z nadmiaru słodyczy- roześmiałyśmy się.
- A ty Rebeko, co robisz ze swoim życiem?- zapytałam, wydawała mi się bardzo interesującą osobą.
- Założyłam niedawno własną restaurację, próbowałam wcześniej w modelingu, ale nie przypadło mi to zbytnio do gustu i stwierdziłam, że wolę spokojne życie, szczególnie, że uwielbiam gotować- przypominała mi Bonnie z tym uwielbieniem dla kuchni.
- Mam nadzieję, że Kol do was nie dołączył- powiedział Klaus wkraczając do pokoju.
- Nie martw się bracie, ochroniłam Caroline przed jego złośliwościami- odparła Rebekah.
- Caroline, pamiętasz moją mamę Esther, a to mój brat Finn i jego żona Sage- dopiero gdy to powiedział zorientowałam się, że Esther, jego brat z żoną są w pokoju i poderwałam się na równe nogi z kanapy.
- Przepraszam, oczywiście, że pamiętam- odparłam.- Miło mi również poznać pana i pańską małżonkę panie Mikaelson- uściskałam ich dłonie.
- Mów nam po imieniu- powiedziała Sage. Była naprawdę piękna, promienisto rude włosy wspaniale kontrastowały z bladą cerą. Finn natomiast jako jedyny z rodzeństwa miał czarne włosy i oczy w kolorze orzecha ale i tak człowiek wiedział, że to jeden z Mikaelsonów.
- Dobrze, a wy mówcie mi Caroline- uśmiechnęłam się.
- Do obiadu zostało jeszcze trochę czasu- wtrącił Klaus.- Chodźmy do ogrodu poznasz resztę mojej rodziny i Charlotte- wróciłam na ziemię z wielkim hukiem. Czekało mnie jeszcze jedno z najcięższych spotkań w życiu. Wyszliśmy i od razu zauważyłam gromadkę dzieci i Kola lepiących bałwana. Pozostała dwójka przechadzała się zaśmiewając się do rozpuku z czegoś co właśnie powiedział młodszy Mikaelson. Podeszliśmy do nich, a ja oniemiałam kiedy Elijah i Katherine odwrócili się w naszą stronę.
- Dobrze się czujesz, Caroline?- zapytał z troską Klaus.- Potwornie zbladłaś.
- Oczywiście, tylko trochę się denerwuje- odpowiedziałam, wymuszając uśmiech.
- To mój brat Elijah a to Katherine, jego żona- przedstawił tych dwoje Klaus.
- Miałam już okazję poznać pana Mikaelsona- odpowiedziałam.- Bardzo miło poznać panią pani Mikaelson.
- Pamiętasz Caroline, prosiłem cie żebyś mówiła do mnie Elijah- powiedział szaty zauważyłam, że Kol jest do niego bardzo podobny.- Myślę, że Katherine także się nie obrazi jeżeli będziesz jej mówiła na ty.
- Oczywiście, że nie- zawtórowała mężowi Katherine.- Mam nadzieję, że kiedy się lepiej poznamy zostaniemy przyjaciółkami.
- To może powiecie mi jak nazywa się każde z dzieciaków?- zapytałam, chciałam mieć to już za sobą.
- Tych dwóch szkrabów, którzy właśnie okładają się śnieżkami, to nasi dwaj synowie- odparł Elijah.- Ten wyższy to Simon, a maluch Victor. Dwójka, która wchodzi właśnie na Kola to nasza córka Amanda i syn Finna oraz Sage, Lucas, dziewczynki, które lepią bałwana to Emily i Charlotte.
- Ale macie całą gromadkę- roześmialiśmy się wszyscy.
- Chodź, porozmawiamy z Charlie- powiedział Klaus. Denerwowałam się, ale wiedziałam, że wszystko musi być dobrze. Trzymałam się ramienia Klausa jak ostatniego koła ratunkowego.
- Caroline, nie musisz mnie, aż tak ściskać, nic się nie dzieje- powiedział z uśmiechem Nik.
- Przepraszam, już nie będę- chciałam zabrać rękę, ale mnie powstrzymał.
- Nie to miałem na myśli- powiedział. Charlotte, chodź tutaj!- zawołał
Dziewczynka przymaszerowała do nas prawie natychmiast.
- Coś się stało, tatusiu?- zapytała.
- Nie Charlie, chciałem ci tylko kogoś przedstawić- wskazał na mnie.- To jest Caroline, moja przyjaciółka- Charlotte bez skrępowania podała mi swoją małą dłoń.
- Tatusiu, my się już znamy- powiedziała.- Spotkałyśmy się kiedy chorowałam.
- Nie wiedziałem o tym, ale mam nadzieję, że nic złego się nie stało- odpowiedział z uśmiechem.
- Skądże, zapomniałam ci powiedzieć, że spotkałam Charlie w szpitalu- wtrąciłam się do ich rozmowy.
- Czy to znaczy, że jesteś dziewczyną, tatusia?- zapytała Charlotte z dziecinną szczerością. Nie wiedziałam zupełnie co na to odpowiedzieć.
- Jest moją przyjaciółką i chyba się nie pogniewasz jeżeli spędzi z nami trochę więcej czasu- pomógł mi Klaus.
- Jasne, że nie, Caroline jest w porządku, a ja chce mieć kiedyś mamusię- o mały włos się nie przewróciłam kiedy usłyszałam co powiedziała.- Chodźcie pomóc z bałwanem, bo wujka Kola nam zabrali- pociągnęła nas w stronę sporej kulki. Stworzyliśmy naprawdę pięknego bałwana, a kiedy skończyliśmy właśnie podawano do stołu. Obiad i reszta popołudnia upłynęły w tak cudownej atmosferze, iż nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać domu Mikaelsonów. W momencie opuszczania rezydencji byłam umówiona na zakupy z Rebeką,Sage i Katherine, zaproszona na kawę do Esther oraz randkę z Kolem co bardzo zbulwersowało Klausa.
- Mój chłopiec- powiedziała i uściskała Klausa serdecznie. Weszliśmy do domu- A ta piękna młoda dama to zapewne, Caroline. Miło mi cie poznać.
- Caroline, to jest Rose moja dawna niania- wyciągnęłam do niej rękę.
- Mnie również jest bardzo miło panią poznać- poczułam się o wiele pewniej.
- Nasz brat już przyjechał- usłyszałam kolejny głos- i to jeszcze w jak pięknym towarzystwie.
Spojrzałam w kierunku schodów i zobaczyłam szatyna, schodzącego po schodach. Nie było go co prawda na przyjęciu, ale wiedziałam, że to ten dupek Kol, który potraktował Bonnie jak jedno nocną szmatę.
- Witaj piękna, jestem Kol Mikaelson, brat tego dupka, w którym się zadurzyłaś- powiedział cwaniacko. Już chciałam jakoś mu się odgryźć, ale ktoś mnie wyręczył.
- Największym dupkiem w naszej rodzinie jesteś ty Kol- zobaczyłam Rebekę, która właśnie wyszła z salonu jak się domyśliłam.
- Gdzie jest nasza matka?- wtrącił się Niklaus.
- Jak myślisz?- zapytała.- Oczywiście, że w kuchni, szykuje dla nas wspaniałą ucztę.
- Reszta naszej rodziny i Charlotte?- kolejne pytanie, które przypomniało mi o celu wizyty.
- Katherine i Elijah pilnują dzieciaków w ogrodzie, jest tam też Charlie, a Finn i Sage pomagają mamie w kuchni- wyrecytowała Rekekah.
- Caroline, pozwolisz, że zostawię cie na chwilę w towarzystwie siostry i poproszę moją mamę, brata i jego żonę żeby do nas dołączyli- pokiwałam tylko głową na zgodę jednak w środku wszystko mi dygotało ze strachu.
- Chodź usiądziemy razem w salonie- powiedziała Rebekah i pociągnęła mnie do drzwi. Zajęłyśmy miejsca na kanapie i zaczęłyśmy rozmowę.
- Opowiesz mi coś o sobie?- zapytała.- Chciałabym coś wiedzieć o kobiecie, która sprawiła, że mój brat nie potrafi mówić o nikim innym.
- Klaus, o mnie mówi?- zapytałam jednocześnie zdziwiona i dumna.- Jestem dziennikarką, mieszkam z dwiema przyjaciółkami w wynajmowanym mieszkaniu, mam dwóch braci, wariatów nawiasem mówiąc- pobieżnie odpowiedziałam na jej pytanie.
- Wiem, że przeprowadzałaś z Nikiem wywiad i tak właśnie się poznaliście- uśmiechnęła się.- To takie romantyczne, że aż mnie zemdliło z nadmiaru słodyczy- roześmiałyśmy się.
- A ty Rebeko, co robisz ze swoim życiem?- zapytałam, wydawała mi się bardzo interesującą osobą.
- Założyłam niedawno własną restaurację, próbowałam wcześniej w modelingu, ale nie przypadło mi to zbytnio do gustu i stwierdziłam, że wolę spokojne życie, szczególnie, że uwielbiam gotować- przypominała mi Bonnie z tym uwielbieniem dla kuchni.
- Mam nadzieję, że Kol do was nie dołączył- powiedział Klaus wkraczając do pokoju.
- Nie martw się bracie, ochroniłam Caroline przed jego złośliwościami- odparła Rebekah.
- Caroline, pamiętasz moją mamę Esther, a to mój brat Finn i jego żona Sage- dopiero gdy to powiedział zorientowałam się, że Esther, jego brat z żoną są w pokoju i poderwałam się na równe nogi z kanapy.
- Przepraszam, oczywiście, że pamiętam- odparłam.- Miło mi również poznać pana i pańską małżonkę panie Mikaelson- uściskałam ich dłonie.
- Mów nam po imieniu- powiedziała Sage. Była naprawdę piękna, promienisto rude włosy wspaniale kontrastowały z bladą cerą. Finn natomiast jako jedyny z rodzeństwa miał czarne włosy i oczy w kolorze orzecha ale i tak człowiek wiedział, że to jeden z Mikaelsonów.
- Dobrze, a wy mówcie mi Caroline- uśmiechnęłam się.
- Do obiadu zostało jeszcze trochę czasu- wtrącił Klaus.- Chodźmy do ogrodu poznasz resztę mojej rodziny i Charlotte- wróciłam na ziemię z wielkim hukiem. Czekało mnie jeszcze jedno z najcięższych spotkań w życiu. Wyszliśmy i od razu zauważyłam gromadkę dzieci i Kola lepiących bałwana. Pozostała dwójka przechadzała się zaśmiewając się do rozpuku z czegoś co właśnie powiedział młodszy Mikaelson. Podeszliśmy do nich, a ja oniemiałam kiedy Elijah i Katherine odwrócili się w naszą stronę.
- Dobrze się czujesz, Caroline?- zapytał z troską Klaus.- Potwornie zbladłaś.
- Oczywiście, tylko trochę się denerwuje- odpowiedziałam, wymuszając uśmiech.
- To mój brat Elijah a to Katherine, jego żona- przedstawił tych dwoje Klaus.
- Miałam już okazję poznać pana Mikaelsona- odpowiedziałam.- Bardzo miło poznać panią pani Mikaelson.
- Pamiętasz Caroline, prosiłem cie żebyś mówiła do mnie Elijah- powiedział szaty zauważyłam, że Kol jest do niego bardzo podobny.- Myślę, że Katherine także się nie obrazi jeżeli będziesz jej mówiła na ty.
- Oczywiście, że nie- zawtórowała mężowi Katherine.- Mam nadzieję, że kiedy się lepiej poznamy zostaniemy przyjaciółkami.
- To może powiecie mi jak nazywa się każde z dzieciaków?- zapytałam, chciałam mieć to już za sobą.
- Tych dwóch szkrabów, którzy właśnie okładają się śnieżkami, to nasi dwaj synowie- odparł Elijah.- Ten wyższy to Simon, a maluch Victor. Dwójka, która wchodzi właśnie na Kola to nasza córka Amanda i syn Finna oraz Sage, Lucas, dziewczynki, które lepią bałwana to Emily i Charlotte.
- Ale macie całą gromadkę- roześmialiśmy się wszyscy.
- Chodź, porozmawiamy z Charlie- powiedział Klaus. Denerwowałam się, ale wiedziałam, że wszystko musi być dobrze. Trzymałam się ramienia Klausa jak ostatniego koła ratunkowego.
- Caroline, nie musisz mnie, aż tak ściskać, nic się nie dzieje- powiedział z uśmiechem Nik.
- Przepraszam, już nie będę- chciałam zabrać rękę, ale mnie powstrzymał.
- Nie to miałem na myśli- powiedział. Charlotte, chodź tutaj!- zawołał
Dziewczynka przymaszerowała do nas prawie natychmiast.
- Coś się stało, tatusiu?- zapytała.
- Nie Charlie, chciałem ci tylko kogoś przedstawić- wskazał na mnie.- To jest Caroline, moja przyjaciółka- Charlotte bez skrępowania podała mi swoją małą dłoń.
- Tatusiu, my się już znamy- powiedziała.- Spotkałyśmy się kiedy chorowałam.
- Nie wiedziałem o tym, ale mam nadzieję, że nic złego się nie stało- odpowiedział z uśmiechem.
- Skądże, zapomniałam ci powiedzieć, że spotkałam Charlie w szpitalu- wtrąciłam się do ich rozmowy.
- Czy to znaczy, że jesteś dziewczyną, tatusia?- zapytała Charlotte z dziecinną szczerością. Nie wiedziałam zupełnie co na to odpowiedzieć.
- Jest moją przyjaciółką i chyba się nie pogniewasz jeżeli spędzi z nami trochę więcej czasu- pomógł mi Klaus.
- Jasne, że nie, Caroline jest w porządku, a ja chce mieć kiedyś mamusię- o mały włos się nie przewróciłam kiedy usłyszałam co powiedziała.- Chodźcie pomóc z bałwanem, bo wujka Kola nam zabrali- pociągnęła nas w stronę sporej kulki. Stworzyliśmy naprawdę pięknego bałwana, a kiedy skończyliśmy właśnie podawano do stołu. Obiad i reszta popołudnia upłynęły w tak cudownej atmosferze, iż nie miałam najmniejszej ochoty opuszczać domu Mikaelsonów. W momencie opuszczania rezydencji byłam umówiona na zakupy z Rebeką,Sage i Katherine, zaproszona na kawę do Esther oraz randkę z Kolem co bardzo zbulwersowało Klausa.
***
- Chyba jednak nie było tak źle, prawda?- zapytał Nik kiedy jechaliśmy już do mojego domu.
- Masz cudowną rodzinę- odpowiedziałam szczerzę.
- Powiesz mi dlaczego tak strasznie pobladłaś kiedy podeszliśmy do Elijah'y i Katherine?- zapytał, wiedziałam, że będzie chciał o tym porozmawiać.
- Nie powiedziałeś mi, że Katherine jest siostrą bliźniaczką Tatii- odpowiedziałam.- Nie była na to zupełnie przygotowana.
- Przepraszam, zupełnie o tym zapomniałem- chwycił moją dłoń.- Powiesz mi co jeszcze cie martwi?
- Charlotte powiedziała, że chce mieć kiedyś matkę i uważa, że jestem w porządku- powiedziałam.- Nie myślisz, że robi się bardzo poważnie, co będzie kiedy nam się nie ułoży? Jeżeli ona się do mnie przywiąże a nagle zniknę, nie chce być odpowiedzialna za jej cierpienie.
- Dlaczego myślisz, że nam się nie ułoży?- zapytał.- Bardzo mi zależy żebyśmy byli razem. Jeżeli chodzi o Charlie to bardzo mądra dziewczynka i nie powinnaś się niczym przejmować. Czasami mam wrażenie, że ona jest mądrzejsza od nas wszystkich- powiedział.- Wystraszyła cie tym, że chce mieć matkę?
- Nie o to chodzi- odparłam szybko.- Boję się, że za bardzo się spieszymy i nic z tego nie będzie.
- Zależy ci na naszym związku?- zapytał bez ostrzeżenia.
- Klaus, zależy mi na tobie i chce poznać lepiej twoją córkę- powiedziałam spokojnie.- Wprowadziłeś zamęt w moje życie i nie myśl, że po tym wszystkim ci odpuszczę- wyszczerzył zęby w uśmiechu. Zatrzymał się przed wejściem do mojego wieżowca.
- Musze ci to powiedzieć. Kocham cie, Caroline- nie mogłam w to uwierzyć.
- Ja ciebie też Klaus- odpowiedziałam i w tym samym momencie nasze usta się złączyły.
_________________________________________________________
Trzymajcie rozdział po przerwie, za którą przepraszam. Musze wam niestety powiedzieć, że straciłam trochę zapału do tego opowiadania i nie wiem czy chce je kontynuować. Jeżeli chodzi o pomysł na nowe opowiadanie pewnie je założę tylko na razie muszę znaleźć dodatkowych aktorów, którzy odegrają postacie oraz złożyć zamówienie na szablon, na który także nie mam pomysłu.